Z rana zajrzalysmy do naszego ulubionego sklepiku warzywiczego prowadzonego przez Ezio i jego zone Gusy. Jest tam bardzo mila atmosfera, mozna wrecz powiedziec: domowa. W rogach sklepu postawione sa krzesla, na ktorych siedza godzinami starsi bywalcy i gawedza sobie o wszystkim i o niczym. Julcia jest rowniez zaliczana do stalych bywalczyn (lecz najmlodsza z calego grona) i kiedy przestepuje prog sklepu wszyscy ochocza ja witaja. Po pierwsze dostaje do reki kawalek schiacciaty (rodzaj pieczywa wloskiego), nastepnie zdejmuje czapke, szalik, rozpina kurtke i chodzi po calym sklepie. Jej ulubione zajecie to zdejmowanie cen z produktow spozywczych i przenoszenie kartonow z winem z jednego miejsca na drugie (kto wie, dlaczego upatrzyla sobie akurat te kartony??!!).
Ezio zrobil mila niespodzianke i upiekl dla nas tarte. Jak widzicie atmosfera w sklepie istnie rodzinna.
Bede musiala sie jakos odzwdzieczyc. Chyba zrobie frustine, te o ktorych pisalam na blogu kilka tygodni temu.