Siedzenie drugi dzien w domu powoli doprowadza mnie do szalu. Ja i Julcia mamy katar i co gorsze kaszel. By nie pogorszyc stanu postanowilam posiedziec troche w murach blokowych. Powiedz to dziecku, ktore biedne spragnione jest spaceru na swiezym powietrzu. Bawilysmy sie juz w klocki Lego, jezdzilysmy na dwoch rowerkach (tj.jezdzila Julcia, a ja, ku uciesze sasiadki z dolu, przepychalam je po kolejnych pokojach w mieszkaniu), skakalysmy w balonach, czytalysmy ksiazki, ukladalysmy klocki, puzzle, ubrania w szufladach, wieszalysmy pranie, sluchalysmy muzyki i ogladalysmy tysiace filmow z Patem i Matem, Pik-Pokiem lub owca Shaun... Powoli wyczerpuje sie repertuar.
Na dworzu szaro-buro co nie nastraja pozytywnie. Trzeba chyba zadzialac w kuchni, by polepszyc sobie humor? Dobra pizza rozwiazalaby duzo smutkow...