Kazdy z nas ma jakies male uzaleznienia. Ja na przyklad, mimo tego ze jestem na wakacjach, codziennie wstepuje do kampingowego sklepiku wielobranzowego (tzw."mydlo i powidlo") i kupuje kawalek pizzy na wynos. Miedzy jednym plywaniem a drugim zajadamy sie nia z Julcia. To takie nasze przyzwyczajenie wyniesione z domu.
Moi znajomi, z ktorymi spedzam wakacje maja rowniez swoje uzaleznienia. Nie chodzi o kulinaria tylko o gry komputerowe. Dzieki nim dowiedzialam sie, ze w Internecie istnieje gra pt. Farma....rama?? Zalogowani uczestnicy z calego swiata zakladaja farmy, uprawiaja warzywa i owoce, "zatrudniaja" kury, ktore robia jaja na drutach, itd... Dzisiaj na dworzu (tym realnym) jest pelnia, a na farmie uczestniczy czekaja na mroczny "event". Dzieje sie tam bardzo duzo. Uprawy rosna dosc szybko (kwestia kilku godzin). Nalezy trzymac reke na pulsie i o danej godzinie polaczyc sie z farma by te uprawy podlac, zebrac i sprzedac (dochodza do tego jakies spekulacje?!).
Moi znajomi, po kolei, jeden po drugim, opuszczaja basen lub inne atrakcje kampingowe i leca polaczyc sie z internetem, by sledzic losy farmy.
Ich zapal farmowy przypomina mi moje licealne granie w Tamagochi (nie wiem czy poprawnie napisalam?!). Nie rozstawalam sie z moim malym dinozaurem, pod lawka klasowa karmilam go, "przewijalam" i mylam. Jakims dziwnym trafem umieral zawsze dziewiatego dnia. Tak chyba byla zaprogramowana gra.