Robienie zakupow zwiazanych z kupnem prezentow dla najblizszych powinno byc sama przyjemnoscia. Juz w zeszlym tygodniu chcialam wejsc do jednego sklepu z Julcia, ale ona wyrazila niechec i po prostu nie pozwolila mi tam wejsc. Zdesperowana odlozylam zakupy na sobotni poranek. Doszlam do wniosku, ze jedynym wyjsciem w tej sytuacji jest pojechanie do najwiekszego centrum handlowego pod Florencja. Wybralismy sie na samo otwarcie, kiedy to jeszcze nie ma szalonego tlumu. Jednakze okolo 10 zaczelo robic sie ciasno. Gigli, bo tak nazywa sie centrum, nie jest tak ogromne jak np. Arkadia czy Zlote Tarasy w Warszawie. Sa dwie aleje sklepo i na tym koniec. Jednakze nad wyborem prezentow trzeba sie duzo naglowkowac. Na cale szczescie odkrylismy nadmuchiwana "skakalnie" i tam Julcia z tatusiem sobie zostali. A ja "swobodnie" rozpoczelam poszukiwania. Oczywiscie mialam ograniczony czas, wiec to spokojnie szukanie przypominalo raczej szybkie polowanie na cos pozytecznego i interesujacego.
Z Gigli wyszlam z bolem glowy i pustym portfelem. Nie lubie tlumow, ludzi przeciskajacych sie, kilometrowych kolejek do kasy. Dlugo mnie tam nie zobacza. Musze "odchorowac" te zakupy.
Widzac przygotowania do podrozy rowniez moja tesciowa zaczela przygotowywanie prezentow dla mojej rodziny. Dodam, ze tesciowa jest monotonna, wybiera zawsze to samo (moze tak maja babcie, bo moja tez wybierala dla nas posciel). Przedwczoraj ruszylysmy do sklepu z kawa.
Po wybraniu gatunku pan zmielil nam ziarna tak, zebysmy mogly uzywac je do tzw. moki (ktora stawia sie na gaz i zaparza espresso).
Po powrocie do domu paczke zmielonej kawy wlozylam do spizarni. Unoszacy sie swiezy aromat jest tak mocny, ze co chwile mam ochote na kawe!!