Musze przyznac, ze poczatkowo scisnelo mnie serce kiedy zobaczylam jak to sie odbywa.
Panowie musza zwiazywac owce, zeby sie nie ruszaly. Ale widzialam, ze potem byly spokojne i czekaly na swoja kolej. Moze sa przyzwyczajone, ze raz na jakis czas czeka ich strzyzenie?
Przyjechala rowniez Gabriella, by zbierac welne (chyba tak to trzeba nazwac?):
Panowie rzucali ja niechlujnie i bala sie, zeby sie nie zniszczyla.
Praca to ciezka, bo goraco, a owiec 200!
Po strzyzeniu...
Z owcami zyja rowniez kozy. A wsrod nich Beppe, niesamowicie duza koza, ktora uwielbia czeresnie.
Zreszta jak pan zaszelescil drzewem i opuscil galezie pelne czeresni, to zjawily sie wszytkie kozy, z Beppe na czele.
Wracajac droga polna do domu Gabrielli upatrzylismy drzewo, na ktorym rosly pielne, dojrzale czeresnie. Zatrzymalismy sie i zaczelismy jesc... Pychota!
Wokolo kwitlo mnostwo kwiatkow. Wklejam pare zdjec (Andrzejku, tez zolte to ....??):
Na wzgorzu stoi przepiekny wiejski dom - marzenie... Zobaczcie sami:
Zycie na wsi toczy sie zupelnie innym rytmem niz w miescie. Jest bardzo duzo pracy, ale robi sie ja spokojnie i po kolei. W miescie istnieje jakis szalony ped. Patrzymy ciagle na zegarek i robimy tysiace rzeczy na raz, w skutek czego polowe rzeczy robimy niedbale i nie do konca. A niektore rzeczy to w ogole sa nam niepotrzebne. Tak mi sie przynajmniej wydaje.
Siedzielismy na murku przed domem Gabrielli i nie chcialo nam sie wracac do domu. Psy spaly pod samochodami, w cieniu, wylegiwaly sie na plecach...
W stajni krowy przezuwaly siano i spokojnie spogladaly w dal, bo drzwi maja otwarta i widza sobie panorame.
Agnese jeszcze piekla chleb. W koncu zarobila ciasto z 40 kilo maki!
Mam nadzieje, ze juz wkrotce znow tu wrocimy.
Wracajac od owiec widzialam, ze przy lesie rosnie tysiace pokrzyw. A jak pamietacie, gospodarz domowy z Vegan Fest robil makaron pokrzywowy. Poza tym w pewnej ksiazce kucharskiej tez znalazlam fajne przepisy pokrzywowe. Tak wiec trzeba wrocic do Gabrielli!