I znow wracam do niedzieli. Po karnawalowej paradzie pojechalismy do Migliana, gdzie odbywalo sie swieto nalesnikow kasztanowych.
Do miasta byl jeszcze kilometr, a moze nawet dwa, a juz glowna droga zostala zamknieta. Policjanci prosili, by zaparkowac i poczekac na autobus, ktory zawiezie nas do miasta.
Pomyslalam, ze bedzie to duza impreza, bo skoro autobus musi zabrac nas do miasta...
Podjechalismy pod sam placyk z kosciolem. To praktycznie cale miasto skupialo sie wlasnie tam. Jeden bar i kosciol. Wspielismy sie na gore.
Obok kosciola staly 3 stoiska z serami, slodyczami i wedlinami. Nastepnie miejscowe stoisko zorganizowane przez szkole, serwowano ciasta.
Julcia wybrala struffoli - slodkosci rodem z Neapolu.
Na tylach kosciola stala kasa, gdzie placilo sie za necci oraz inne slodkosci.
Z przykroscia stwierdzam, ze organizatorzy przesadzili z cenami. Jeden przezroczysty nalesniczek z malutka iloscia ricotty (ktora zostala rozcienczona jogurtem) kosztowal 3 euro!! Dla porownania w gorach Pistoi necci kosztuja 1 euro.
Na placyku bylo troszke osob. Niektorzy ogrzewali sie przy ognisku.
Szkoda, ze festa ktora mogla byc fajna niedzielna atrakcja zostala "popsuta" przez wysokie ceny. Mysle, ze w przyszlym roku nie bedzie juz zorganizowana.
Faktycznie szkoda, a może za zimno?
OdpowiedzUsuń