Julcia za chwile konczy 3 latka, a ja zaczelam zastanawiac sie jak to jest z biletami autobusowymi. Kiedy we Wloszech (tj. przede wszystkim w Pistoi) placi sie za dzieci. W tym celu poszlam do glownej siedziby firmy, ktora obsluguje transport autobusowy.
Bardzo mily pan poinformowal mnie, ze placi sie jak dziecko osiagnie 100 cm wysokosci. To bardzo dziwne prawo - pomyslalam. Jak to bedzie, jak do autobusu wejdzie "kanar", na jakiej zasadzie oceni, czy dziecko mierzy metr czy wiecej. Czy trzeba bedzie nosic przy sobie metr?
Czy nie mozna bylo zrobic prawa, ktore reguluje te sprawe od okreslonego wieku. Np. "od 3 roku zycia placi sie". Tak byloby latwiej. Wiadomo, mozna sprawdzic dokumenty. Ale zeby na centymetry?
W tej chwili Julcia mierzy 97 centymetrow. Zbliza sie do granicy. Jak ma czapke to przekracza metr...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWlochy to dziwny kraj..
OdpowiedzUsuńMoże w autobusach czyha gdzieś utajona miarka?Jakiś karb na słupku, na przykład?
OdpowiedzUsuńDlaczego mnie to nie zdziwiło? Hi hi hi.
To faktycznie dziwny przepis...
OdpowiedzUsuńJa dla zartu nosilabym przy sobie miarke.W razie czego dziecko musialoby zdjac buciki i koniecznie czapke. :) Sama mam 160 cm wzrostu,ale w ...kapeluszu.
OdpowiedzUsuńTylko czy wloscy "kanarzy"maja poczucie humoru?
:) dobrze ze Julcia nie podaza za moda a la slynna Suri Cruise. Ciekawe czy kanar mierzy dziecko w obcasikach czy bez?
OdpowiedzUsuń