piątek, 21 stycznia 2011

W poszukiwaniu zaginionych zawodow

Szukalam jednej rzeczy, a znalazlam druga. Kiedys kupilam sympatyczny material, ktory moglby wspaniale pasowac na firanke. Problem w tym kto ja uszyje. Wystarczy zawinac brzegi i przeszyc. Brak jednak sprzetu w domu. A krawcowej ze swieca trzeba szukac. Jest tylko jedna w Pistoi i ma tyle pracy, ze ostatni raz jak probowalam do niej sie "dostac" zastalam taki mniej wiecej napis na drzwiach: "nie dzwoncie, nie pukajcie, jestem przepelniona praca i nie wiem kiedy bede przyjmowac nowe zlecenia". Jednym slowem "pocalowalam klamke" i poszlam po rade do znajomych. Jedna z nich zdradzila mi, ze ma zaprzyjazniony sklep pasmanteryjny, ktory przyjmuje rowniez rzeczy do szycia. Mialam wtedy do wszycia tasme w firance zakupionej w Polsce (kosztowala 200 zlotych). Panie z pasmanterii zgodzily sie na moja prosbe i poprosily,zebym wrocila za kilka dni. Firanka juz czekala na mnie, jak i rowniez rachunek do zaplacenia.Razem: 60 euro. Koszt wszycia tasmy przekroczyl cene firanki!! Juz teraz wiem, dlaczego panie z pasmanterii tak ochoczo przyjmuja zlecenia.
Z kawalkiem materialu, ktory znalazlam pewnie bedzie tak: przy najblizszej okazji zawioze go ze soba do Polski. Przeszyjemy z mama (czytaj: mama przeszyje) w domu.