czwartek, 22 grudnia 2011

Lotniskowo

Kolejny dzien spedzilam w Warszawie. Z dnia na dzien gonitwa przedswiateczna nabiera jeszcze wiekszego rytmu. Do domow centrum lepiej nie chodzic ani nie wjezdzac. Ludzie niemalze zabijaja sie o miejsca parkingowe, co dopiero w sklepach. Wszytko wywalone do gory nogami, scisk, tlok i goraco.
Wieczorowa pora pojechalam po meza na lotnisko. Tu tez ruch "w interesie". Sala przylotow pelna oczekujacych na najblizszych. Trudno dostac sie do drzwi, z ktorych wychodza z samolotu. Chaos, scisk i znow goraco. Samolot sie opoznil, a Julcia upodobala sobie ruchome schody w winde. Nie wiem ile razy zjechalysmy i wjechalysmy. Na koncu wyladowalysmy w amerykanskiej kawiarni (duzego wyboru nie ma na lotnisku). Wypila "pollitrowa" kawe... takie serwuja.
Wreszcie samolot wyladowal, wiec polecialysmy na sale przylotow. Trzeba bylo czekac jeszcze z 50 minut, az maz pojawil sie w drzwiach.

Jedna z choinek na warszawskim lotnisku

Zdziwiony, ze nia ma sniegu. Zawsze o tej porze w Polsce bylo bialo.