środa, 31 sierpnia 2011

Wielkie serce Clary

Minelo juz kilka dni, a ja wciaz mysle o niej.
W niedziele pojechalismy do gorskiej miejscowosci na wydarzenie zwiazane z drzewem. Cale miasteczko swietnie sie bawilo. Byly rzuty krazkami. Mozna bylo wygrac wino, szampana lub grappe.


Tuz obok stala specjalnie skonstruowana "maszynka" do wyrzucania orzechow laskowych, nalezalo zgniesc orzecha i znow wygrywalo sie napoje wysokoporcentowe. Zobaczcie sami:



Traf chcial, ze w tym miasteczku mieszka ciocia mojego meza. Kobieta nadzwyczaj opiekuncza. Od momentu, kiedy rano nas zobaczyla, nie chciala nas wypuscic ze swoich rak. Poszlismy razem na obiad i na kolacje. W zwiazku z tym musielismy calkowicie zamknac nasze stoisko.
Miejscowi przygotowali jedzenie. Taka wspolna biesiada.















Na koncu podano likier poziomkowy - domowej roboty.


Po obiedzie ciocia pod pretekstem odswiezenia sie w lazience zabrala mnie i Julcie do swojego domu. I tam ulozyla nas w lozku i kazala odpoczywac. Nie wiedzialam jak sie bronic. Nie dalo rady. Przez dwie godziny lezalam na lozku myslac jak zawiadomic meza, ze leze i nic nie robie. Komorka nie dzialala, gdyz nie bylo zasiegu (czesto tak bywa w gorskich miejscowosciach). Myslami bylam na stoisku i myslalam o moich zaleglosciach w robieniu korali. Glowne drzwi zamkniete byly na klucz, ktory ciocia zabrala ze soba. Obeszlam caly dol domu i zorientowalam sie, ze otwieraja sie drzwi wyjsciowe z kuchni. Jak tylko obudzila sie Julcia, czmychnelysmy z powrotem na targ. Po jakims czasie doszla ciocia mowiac, ze ucieklysmy jej z domu....
Taka to byla przygoda z Clara, ktora robila wszystko ze szczerego serca.
Wydarzenie drzewne udalo sie i podobalo sie wszystkim odwiedzajacym. Panowie specjalisci, poslugujacy sie pila wyrzezbili piekne rzeczy, ktore potem poszly na loterie.


Wieczor zakonczyl sie przy wspolnym biesiadowaniu i przy szklaneczce poziomkowki.