wtorek, 24 kwietnia 2012

Pierwszy dzien w domu

Przechodzac z parkingu na samolot spadl mi na ziemie moja wiekowa, bursztynowa zawieszka. Cud, ze uslyszalam jak spada. Cud, ze bursztyn sie nie rozbil. A jeszcze wiekszy cud: jak on spadl, skoro koleczko laczace zawieszke jest nienaruszone! Wierze w znaki. Nie wiem, co oznacza ten. Wkrotce sie okaze.
Pogoda we Wloszech niesamowicie mnie zaskoczyla. Deszcz ze sloncem. Raz to, raz to. Wynik: piekna kolorowa tecza rozposcierajaca sie nad autostrada.


Po wejsciu do domu postawilam walizki w korytarzu, ktore nadal czekaja na rozpakowanie. Zajrzalam do kuchni, do szafeczek pelnych przecierow pomidorowych. Spytalam Julci:
- Chcesz makaron?
- Siiiiiiii!!!!!!!



Witamy we wloskim domu!