środa, 15 czerwca 2011

Zachcianki „pestowe”


Mój znajomy z kampingu nie rozstaje się z chlebem toskanskim i z pesto. Co chwile wchodzi do kuchni i przykraja sobie kromeczke, a na niej rozsmarowuje zielony sos. Testuje rozne sloiczki kupowane w licznych supermarketach i porownuje smaki.
Postanowilam przyrzadzic pesto w naszym domku kampingowym. W sklepie w Piombino kupilismy bazylie, oliwe z oliwek, czosnek bio. Przy polce z orzeszkami pinolowymi zamarlismy, gdyz cena za kilo to 60 euro! A jeszcze tak niedawno placilam 43 euro. Mala porcyjka orzeszkow kosztowala ponad 9 euro. Postanowilismy wiec, ze nasze pesto bedzie w wersji "ekonomicznej" i zakupilismy orzechy wloskie (mala paczuszka 4 euro). Ser parmezan mielismy w lodowce, wystarczylo pokroic go na drobne kawaleczki. 
Wszystkie skladniki wrzucilismy do garnka i zmiksowalismy blenderem.
Dosolilismy rozowa sola z Himalajow.
Chlebek poszedl w ruch, kromki szly jedna po drugiej. Drzewko bazylii zostalo prawie doszczetnie oskubane, a my zyskalismy 2 sloiczki pesto. Jutro z rana znow trzeba bedzie isc po swiezy chlebek....

4 komentarze:

  1. A ja dostałam ślinotoku czytając o tym:) Smacznego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. nigdy jeszcze nie jadłam pesto. ani z chlebkiem ani jakkolwiek inaczej. chyba wiele tracę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. pesto jedzone w Toskanii to musi być coś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja uwielbiam pesto! Jako ze jest to typowe 'smarowidlo- sos' z Ligurii jest ono tu czczone z najwiekszym szacunkiem i wyrabiane z najlepszych skladnikow! Mniam mniam! :)

    OdpowiedzUsuń