czwartek, 17 maja 2012

Strzyzenie owiec

Wypelnieni po brzegi schiacciata Agnese ruszylismy w gore, by asystowac przy strzyzeniu owiec.
Musze przyznac, ze poczatkowo scisnelo mnie serce kiedy zobaczylam jak to sie odbywa.


Panowie musza zwiazywac owce, zeby sie nie ruszaly. Ale widzialam, ze potem byly spokojne i czekaly na swoja kolej. Moze sa  przyzwyczajone, ze raz na jakis czas czeka ich strzyzenie?


Przyjechala rowniez Gabriella, by zbierac welne (chyba tak to trzeba nazwac?):
Panowie rzucali ja niechlujnie i bala sie, zeby  sie nie zniszczyla.



















Praca to ciezka, bo goraco, a owiec 200!









                          Po strzyzeniu...









Z owcami zyja rowniez kozy. A wsrod nich Beppe, niesamowicie duza koza, ktora uwielbia czeresnie.



















Zreszta jak pan zaszelescil drzewem i opuscil galezie pelne czeresni, to zjawily sie wszytkie kozy, z Beppe na czele.


Wracajac droga polna do domu Gabrielli upatrzylismy drzewo, na ktorym rosly pielne, dojrzale czeresnie. Zatrzymalismy sie i zaczelismy jesc... Pychota!



















Wokolo kwitlo mnostwo kwiatkow. Wklejam pare zdjec (Andrzejku, tez zolte to ....??):



















Na wzgorzu stoi przepiekny wiejski dom - marzenie... Zobaczcie sami:


Zycie na wsi toczy sie zupelnie innym rytmem niz w miescie. Jest bardzo duzo pracy, ale robi sie ja spokojnie i po kolei. W miescie istnieje jakis szalony ped. Patrzymy ciagle na zegarek i robimy tysiace rzeczy na raz, w skutek czego polowe rzeczy robimy niedbale i nie do konca. A niektore rzeczy to w ogole sa nam niepotrzebne. Tak mi sie przynajmniej wydaje.


Siedzielismy na murku przed domem Gabrielli i nie chcialo nam sie wracac do domu. Psy spaly pod samochodami, w cieniu, wylegiwaly sie na plecach...
W stajni krowy przezuwaly siano i spokojnie spogladaly w dal, bo drzwi maja otwarta i widza sobie panorame.


Agnese jeszcze piekla chleb. W koncu zarobila ciasto z 40 kilo maki!
Mam nadzieje, ze juz wkrotce znow tu wrocimy.


Wracajac od owiec widzialam, ze przy lesie rosnie tysiace pokrzyw. A jak pamietacie, gospodarz domowy z Vegan Fest robil makaron pokrzywowy. Poza tym w pewnej ksiazce kucharskiej tez znalazlam fajne przepisy pokrzywowe. Tak wiec trzeba wrocic do Gabrielli!

4 komentarze:

  1. hmmmmm ale blogo.... az sie nie chce wracac do pracy... ja za to mam wrazenie ze w Warszawie jest 1000 razy szybciej niz w Pistoii....

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz czeresnie? Powtarzam sie, ale zazdroszcze Ci tego raju:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Te zolte w "raju" to chyba zarnowce.U nas tez rosna,tylko maja drobniejsze kwiatki.
    Na czeresnie jeszcze trzeba poczekac,beda w czerwcu,jesli nie wymarzly...

    OdpowiedzUsuń
  4. objedlismy sie czeresni u Gabrielli... a mi przy okazji weszly kolce od krzakow rosnacych obok ... i teraz sie odzywaja... boli, masc ichtiolowa moze pomoze... pozdr.

    OdpowiedzUsuń