niedziela, 19 sierpnia 2012

Tylko nie do Spazzavento!

Festa w Spazzavento okazala sie najgorszym niewypalem sezonu, a moze i roku.
Po raz pierwszy nie polecam.



Mielismy ochote na pizze, przejezdzajac przez miasto zauwazylismy kartke "Festa di Mezzestate" (tlum. swieto polowy lata). W glebi, na otwartej przestrzeni ludzie przy stolikach.
- Cos fajnego - pomyslelismy i zaparkowalismy samochod.
Byla godzina 19.46 (podam z dokladnoscia, bo o tej godzinie pstryknelam pierwsze zdjecie).

 Telewizor w tle, bo bedzie mecz pilkarski

Odczekalismy swoje, by byc zauwazonym. W koncu ktos wskazal stolik, nakryl obrusem, podal sztucce. Za jakis czas przyszla pani, podala menu.


Mielismy szczescie, ze wrocila i zapisala zamowienie. Inni panstwo, na przeciwko nas, siedzieli i siedzieli i czekali, az w koncu spytali sie czy ktos przyjdzie i zapisze, co chca zjesc.
Oczekiwanie mijalo nam na liczeniu pociagow. Okazalo sie, ze impreza organizowana jest przy samiutenkich torach. Chcecie zobaczyc? Oto film:


Wokol nas juz bylo nerwowo. "Dwa stoliki" spogladaly w dal, w strone kuchni i jak tylko ktos z niej wychodzil, interweniowali w sprawie wlasnego zamowienia. Jedna pani trzymala nerwowo noz w reku (ten do pizzy) i ostrzem walila w stol, coraz glosniej i glosniej. Jej znajomy (czy maz) dawno skonczyl przystawke, a ona wciaz czekala na swoja.
Po tym jak przejechaly 3 pociagi, i my zaczelismy spogladac na zegarek. Po jakis 90 minutach nie wytrzymalam i poszlam do organizatorow.
- Zrobcie chociaz pizze dla dziecka - orzeklam.
Julcia byla u kresy wytrzymalosci. Niestety rozplakala sie, na co zdenerwowane stoliki zareagowaly wspolczujac nam bardzo i jednoczesnie wymyslajac jeszcze bardziej w kierunku organizacji.
Mysle, ze zlosc nasilila sie jeszcze bardziej jak pan przyniosl 2 pizze i postawil na nasz stol. Pizze moja i meza - dla jasnosci, Julci nie! Dziecko musialo zjesc moja pizze, nafaszerowana czosnkiem (w opisie go nie bylo, a w rzeczywistosci tak i to duuuzo i grubo pokrojony). Margherita przyszla za jakis czas, jak Julcia byla zaspokoila pierwszy glod.
Z festy wyszlismy o 22.06 i juz tam nie wrocimy. Przykro mi, ze organizacja nie wypalila. Bylo tam tylu ludzi, a chaos jeszcze wiekszy. Nie bylo zadnej koordynacji. Kazdy robil wszystko i w rezultacie nic. Zycze, by w przyszlym roku bylo dobrze. Bo jesli nie, to ludzie po prostu juz nie przyjda.


ps. Pizza slooooooooooooona!

sobota, 18 sierpnia 2012

Festa w Serravalle Pistoiese

W tych dniach w Serravalle Pistoiese (jadac autostrada Florencja - Piza mniej wiecej po srodku: miedzy zjazdem (z autostrady) na Pistoie, a Montecatini Terme, po prawej stronie zobaczycie wlasnie to miasteczko, z charakterystycznymi wiezami) odbywa sie festa sredniowieczna.

Widok na Serravalle Pistoiese od strony Castellina

Trafilismy na nia 15 sierpnia, wieczorowa pora.



















 Od godziny 16 byly atrakcje dla dzieci. O godzinie 19 najmlodsi czekali wciaz w kolejce by wymalowac sobei twarze.Julcia tez sie ustawila, a za nia jeszcze jedna dziewczynka. Niestety podszedl do nas pan informujac, ze ostatnie dwie dziewczynki nie zostana pomalowane, bo nie ma juz czasu. Sa juz spoznieni i musza przygotowywac sie do spektaklu. Rodzic zrozumie, ale 3-letnie dziecko nie. Obydwie dziewczynki ( w tym Julcia) byly bardzo smutne, bliskie placzu.


Pan lodziarz wlasnie ustawial sie z lodami, kasa pizzerii otworzyla "okienko" i wszyscy staneli w dluuuuuuuuuuugiej kolejce po zamowienie.


Spotkalismy znajoma Chiare, ktora pochwalila sie praca plastyczna syna Leonardo, ktora zostala wykonana w ramach zajec dla dzieci podczas tej festy.

Pojemnik na buutelke, made by Leonardo

Zeby rozweselic Julcie poszlismy na dmuchany zamek, ale nie moglismy sie doczekac wlasciciela. Rowniez tutaj Julcia byla bardzo rozczarowana.
Nie pozostalo nic innego jak zmienic "lokal" (o tym jutro).

piątek, 17 sierpnia 2012

Swieto Schiacciaty

Kochani, po tym swiecie moge smialo napisac, ze taka impreze moze zrobic kazdy z nas. I zastanawiam sie naprawde bardzo powaznie nad tym, czy czegos takiego nie zorganizowac w Polsce, przy domu u mojej mamy.
Zobczcie sami, a przytakniecie glowa.


W Castellina, malutenkiej miejscowosci nalezacej do gminy Serravalle Pistoiese odbyla sie 35 edycja Swieta Schiacciaty.

Grupa domow u gory to wlasnie Castellina. Widok od strony Serravalle Pistoiese
 
W tym roku nietypowo, bo w zwiazku z odnowa kosciola nie mozna bylo rozlozyc stolow oraz zrobic innych atrakcji (jak np. tance).

Ciekawostka: proboszczem w Castellina jest Polak: ksiadz Stanislaw

W tym roku festa miala charakter bardzo okrojony.


Schiacciata robiona byla w pobliskiej piekarni. Oto jak pan piekarz przywozil ciepla schiacciate, film mozecie obejrzec tu:


A ponizej odbieranie schiacciaty:



Schiacciata rozchodzila sie jak przyslowiowe cieple buleczki. Kto przyjezdzal, bral po 3-4 kawaly.  Cena  jednego to 6 euro, zaznaczam to byla duza porcja.


Do schiacciaty mozna bylo zamowic cos do picia lub poprosic o wedliny: np. mortadele.

 Schiacciata do sprobowania

Poprosilam o schiacciate bez soli posypanej na wierzchu, gdyz widzialam ze piekarz mial lekka reke i rzucal jej naprawde duzo.
Oto moja schiacciata:


Zjedlismy ja ze smakiem i ruszylismy dalej (a o tym jutro).

czwartek, 16 sierpnia 2012

15.08.2012

15 sierpnia to dzien wolny od pracy. Moment, w ktorym prawie wszyscy Wlosi "sznurem" wyjezdzaja na wakacje.
Tak przynajmniej bylo jeszcze do niedawna.
Wczorajszy dzien spedzilismy (nietypowo) w centrum Pistoi. Ku mojemu zdziwieniu polowa sklepow byla otwarta!


To jeszcze nie koniec: na glownych ulicach odbywal sie targ! Czyli "po staremu" - tak jak to w srode bywa.


Julcia, tak jak inne panie przechadzajace sie po stoiskach, skusila sie na shopping.


Oczywiscie  przystanela przy butach, tylko ze nie w jej rozmiarach.


Tylko na Placu Sali swiecily pustki. Bylo tylko jedno stoisko z warzywami i owocami, ktore oczywiscie robilo furore.


Na ulicy degli Orafi przygrywali milo, jazzujaco chlopcy z Pistoi i Prato.


A Wam jak minal wczorajszy dzien?

środa, 15 sierpnia 2012

Marilyn

Za namowa Tamary z bloga Przepis na piekno. Kosmetyka i kosmetologia wybralam sie do Muzem Salvatore Ferragamo we Florencji.


Od kilku tygodni otwarta jest wystawa poswiecony Marylin Monroe, ktora nosila buty i ubrania Ferragamo.






Po zakupie biletu zaczelam rozgladac sie po scianach szukajac informacji o ewentualnym zakazie robienia zdjec. Niczego takiego nie znalazlam. Przy pierwszych butach Merylin, ktore wydawaly mi nadzwyczajne, wyjelam aparat i pstryknelam zdjecie bez flasha. Uslyszlam informacje w jezyku angielskim z glosnikow, zeby nie robic zdjec. Ale rozemocjonowana wystawa i tym, co wlasnie ogladalam, nie zwrocilam szczegolnej uwagi na ogloszenie. Za kilka minut znow chcialam pstryknac zdjecie, na potrzeby bloga. Az tu nagle przede mna stanelo 3 ochroniarzy, w tym jeden bardzo niemily,ze przeciez ostrzegali, ze nie mozna robic zdjec (lamana angielszczyzna). Na tym skonczyla sie moja przygoda fotograficzna. Panowie nie opuszczali mnie na krok, w sumie bylo ich czterech i po dwoch chodzili w m oich okolicach. Ja oczywiscie schowalam aparata do torebki,zeby dali mi spokoj, ale to nic nie dalo. Jeszcze tak chronionej wystawy nigdy nie widzialam! Ferragamo strzeze  swoich tajemnic. A ja tak chcialam Wam pokazac choc jedna pare butow lub ogolny widok na sale z sukniami.
Buty wspaniale, niesamowite. Merylin miala mala noge, szpilki ktore nosila robia naprawde ogromne wrazenie. Niektore z nich musiala bardzo lubic, bo byly "schodzone", niektore jakby byly nowiusienkie, nietkniete.
Buty na tylko wstep. Sala z sukniami zapiera dech w piersiach (tym, ktorzy lubia Merylin). Eksponowane sa kopie i oryginaly. Wsrod nich jedyna i niepowtarzalna rozowa suknia, w ktorej Merylin spiewala piosenke o diamentach:


Mysle, ze suknia musiala wiele przejsc.  A szczegolnie rekawiczki, obecnie mocno zgremplowane. Nie wiem jak Wy, czy lubicie Merylin. Mi przechodzil dreszczyk emocji ogladajac jej wspaniale kreacje.
W jednej z salek stal manekin z kopia sukienki, w ktorej Merylin spiewala zyczenia prezydentowi. Obok stoi duzy telewizor, gdzie non-stop puszczany jest ten historyczny moment, w jej zyciu i chyba calych Stanow Zjednoczonych. Szokujace bylo dla mnie umieszczenie (na przeciwko tego telewizora)  obrazu Andiego Warhol'a ukazujacego Jackie Kennedy. Czyzby prowokacja?
Na wystawie mozna ogladac rowniez zdjecia artystki, z sesji fotograficznych lub z jej zycia. Rowniez takie bez makijazu, ktore ukazuja calkiem inna kobiete. Widac na nich smutek i zamyslenie.
By zostac legenda Merylin zrzekla sie wlasnej osobowosci, taka jaka byla przed rozpoczeciem kariery. Stala sie taka, jaka chcieli widziec ja inni.
W ostatniej salce wystawowej mozemy przeczytac wypowiedz Merylin, ktora brzmi mniej wiecej tak: "Gdybym mogla cofnac sie w czasie przy robieniu kariery zoslalabym soba".

wtorek, 14 sierpnia 2012

Swieto Drzewa

W niedziele pojechalismy na Swieto Drzewa w gorskiej miejscowosci Maresca.
Tam zreszta mieszka ciocia mojego meza - Clara. Za kazdym razem kiedy jestesmy w Maresca Clara zajmuje sie nami jak wlasnymi dziecmi. Ale o tym pozniej.
W tym roku pan artysta w drewnie wyrzezbil bardzo duzo (w zeszlym roku mniej). Oto krotki filmik:


A pod spodem kilka zdjec:


Na targu rekodzielniczym byli nasi znajomi, ktorzy wyrabiaja przedmioty domowego uzytku w drzewie oliwnym. Nigdy nie moge sie oprzec i przejsc obojetnie obok ich stoiska...Tym razem zakupilam cieniutki walek, podobno wspanialy do przyrzadzania pizzy. Ja kupilam go z mysla o "przyrzadzaniu" zdjec do moich nastepnych ksiazek kulinarnych.

Zjedlismy obiad z Clara, przyrzadzony przez miejscowych kucharzy.





      Arbuz, ktory sie chlodzi




                     Ja i Clara










Penne z pomidorkmi czeresniowymi, kaparami, parmezanem i peperoncino byly wysmienite.


Nastepnie talerz serow oraz gotowana fasola z cebulka, na deser kawal arbuza oraz kawa (wersja wegetarianska, oczywiscie byla wersja z miesem: penne w sosie miesnym, zamiast serow mieso z grilla: kielbaski oraz kurczak).


Po obiedzie Clara zaczela namawiac nas na popoludniowa drzemke. Tak jak w zeszlym roku: wziela mnie i Julcie do domu, ulozyla w lozku, a drzwi wejsciowe zamknela na klucz. Sama poszla spac na gore. Moj maz nie wiedzial, gdzie jestesmy, bo u Clary nie bylo sieci i komorka nie dzialala. W koncu po dwoch godzinkach odkrylam,ze w kuchni jest boczne wyjscie i tamtedy "czmychnelysmy" z powrotem na feste.


Tak wiec i  w tym roku powtorzyla sie historia. Namawialam meza, zeby poszedl z Julcia, a corka wybrala mnie.... Tak wiec znow musialysmy polozyc sie w lozku u Clary. Julci wcale nie chcialo sie spac, powiercila sie z pol godziny, az w koncu chiala wyjsc. Na szczescie odkrylysmy, ze Clara zostawila klucze w drzwiach i spokojnie moglysmy wyjsc.
Okolo 16 na placu pojawilo sie wiele osob, pan rzezbiarz dalej wykonywal swoje dziela. Miejscowi kucharze przygotowali paczki (bomboloni) praz atrakcje dla dzieci.







   Smieszne "buty", prawda?



















Odkrylam, ze w Maresca pracuje wiele Polek (opiekuje sie strarszymi ludzmi). Gdy jedna z nich odkryla, ze przyjechalam od razu inne panie przyszly do mnie na pogaduszki. Mam nadzieje, ze po powrocie do Polski zajrza na mojego bloga.
Pozdrawiam je serdecznie!
Pozne poludnie zakonczylismy porcja lodow, ktore przyniosla Clara. Wspaniale smakowaly w tym goracu.


W tym roku w gorach tez nie jest lekko. Roznica temperatur miedzy Pistoia, a gorami to zaledwie 3 stopnie.