Wieczorowa pora pojechalam po meza na lotnisko. Tu tez ruch "w interesie". Sala przylotow pelna oczekujacych na najblizszych. Trudno dostac sie do drzwi, z ktorych wychodza z samolotu. Chaos, scisk i znow goraco. Samolot sie opoznil, a Julcia upodobala sobie ruchome schody w winde. Nie wiem ile razy zjechalysmy i wjechalysmy. Na koncu wyladowalysmy w amerykanskiej kawiarni (duzego wyboru nie ma na lotnisku). Wypila "pollitrowa" kawe... takie serwuja.
Wreszcie samolot wyladowal, wiec polecialysmy na sale przylotow. Trzeba bylo czekac jeszcze z 50 minut, az maz pojawil sie w drzwiach.
Jedna z choinek na warszawskim lotnisku
Zdziwiony, ze nia ma sniegu. Zawsze o tej porze w Polsce bylo bialo.