niedziela, 22 lipca 2012

Bledne kolo

Poradzcie co robic? Wpadlam w bledne kolo kaloryczne!
Wlasnie dobiega konca moj pobyt w Polsce. Zdazylam spotkac sie prawie z wszystkimi znajomymi. Z tymi co sie spotkalam poszlam do kawiarni lub pizzerii. Niektorzy wpadli do mojego rodzinnego domu, a inni zaprosili mnie do siebie. Gdybym musiala policzyc ilosc godzin spedzonych przy stole i kalorycznych potraw musialabym zapasc sie ze wstydu pod ziemie.
Fakt jest taki, ze jesli sie z kims spotykasz, to nie przy pustym stole. Do kawki lub herbatki trzeba cos zamowic lub podac (we wlasnym domu ma sie rozumiec). Spodnie zaczynaja cisnac, a ja zaczynam myslec: jak wroce do Wloch to przejde na diete.
Bzdura! Bo jak jechalam do Polski, to z takim postanowieniem: same owocki sezonowe i warzywka. Przez pierwsze dni zafascynowaly mnie lubianki z truskawkami na targu. Truskaweczki miksowalam lub jadlam w calosci, po obraniu.


Sezon truskawkowy szybko minal, a wraz z nim zaczelo sie chodzenie po kawiarniach, cukierniach i innych "kalorycznych" lokalach.
Przez ostatnie dni utwierdzalam sie w postanowieniu, ze jak tylko wsiade do samolotu, to zapomne o swiecie slodyczy i dan macznych (nalesniczki, pierogi i takie tam...).
Wczoraj wieczorem sciagam poczte, a tu email od meza:
"Napisz konkretnie kiedy ladujecie, bo Andrea i Moreno chca isc na pizze".


Tak wiec w ten sposob rozpoczne oficjalne powitanie na wloskiej ziemi. Za chwile zaczna dzwonic pozostali znajomi italiani i rowniez umawiac sie na pizze (dobrze, ze we Wloszech jak juz jemy, to na slono).

Podsumowanie: Moje zycie zlozone jest z powitan i pozegnan.
- Zjedzmy pizze przed waszym wyjazdem do Polski
- Spotkajmy sie u Wedla czy Grycana przed waszym wyjazdem do Wloch

Dla mojego dobra: Prosze, niech ktos otworzy fruttauracje czy warzyracje!

Niech zyje brukselka!