Rozpoczecie dnia o godzinie 01.30 nie za bardzo wplywa na humor. Pisze dopiero teraz, bo dopiero zaczynam "dochodzic do siebie" po podrozy.
W nocy mialam okazje poznac lotnisko pod Warszawa - w Modlinie.
Wszystko tam jeszcze w powijakach. Dojazd ciezki, bo nie ma zadnych znakow drogowych. Jedzie sie na "czuja". Dobrze, ze w zeszla niedziele zrobilam sobie wycieczke, by zobaczyc gdzie tak naprawde lezy to nowe lotnisko. W kazdym badz razie tylko przy ostatnim skrzyzowaniu jest zolty znak oznajmujacy, gdzie sie znajdujemy.
Lotnisko malusienkie. Ludzie zerwani o tak wczesnej porze szukaja jak "zombi": kawy, bulki, ciastka. Kawiarnia otworzy sie wkrotce, a tymczasem mozna nacieszyc sie z dystrybutorow napojow zimnych i cieplych.
Obsluga bardzo mila i usmiechnieta, co napawa optymizmem. Widzialam, ze w pewnych kwestiach ma jeszcze problemy. Na przyklad na poklad mial wjechac pan na wozku niepelnjosprawnych. Zwolano obsluge, pomoc ze wszystkich stron, zeby uruchomic specjalny "busik", potem wysiegnik, ktory zostal przyczepiony z drugiej strony samolotu gdzie otworzono drzwi (chyba do pilota). Troche to trwalo. Widac pierwszy raz.
Toalety lotniskowe sa dwie: jedna duza, ktora o 3 nad ranem byla czysta, druga: mala: o swicie juz brudna.
Zobaczymy jak to bedzie z nowym lotniskiem, dla wielu to na pewno utrudnienie. Bez samochodu dojazd jest skomplikowany.
Wracajac do mnie: jestem juz w domu. Prosto z lotniska pojechalismy do miasta Borgo San Lorenzo przywitac nowego wloskiego obywatela: Jacopo (Jakuba).
Na goraco otworzylam walizke i odnalazlam ubranka kupione dla nowonarodzonego.
Teraz siedze juz w mieszkaniu i wlasnie swoj biego konczy druga praleczka...